poniedziałek, 24 października 2022

Wyspa

 

Wyspa

autor: Radzikowski
0.0/5 | 0


istniej owa wyspa
wymyślona w mojej głowie
do której nikogo
nie wpuszczam
prócz ciebie

schlebia mnie to
iż jesteś
trwając razem
odcięci od świata

w odległym horyzoncie
nikogo nie widać
statki nie przypłyną
tylko ty i ja

dzień piękny
noc jeszcze piękniejsza
nie trzeba szukać
pokarzą nasze ścieżki

tędy pójdziemy
nie ma innej drogi
choćbym umysł
otworzył
nie ulecą

moje marzenie
jawą znaleźć taką
wszędzie tłok
na tejże ziemi

toteż uciekam
gdzie zmyśle myśli
jesteśmy mirażami
ja i ty

ale chociaż to
mam dla siebie
stokroć
ciebie kochając

x x x

daj szansę szczęściu
zaiste trafne
otworzy furtkę
do lepszego świata

poważać będą
którzy opluwali
łaszące koty
pękną z zazdrości

szmal podziela
przestawia progi
zaś mądrość
nie ma nic do tego

można się stoczyć
jakże proste
ale odwrócić
ciężko będzie

zbłądzenie
rzecz ludzka
z sałatą
lub bez

jesteś człowiekiem
w oczach Boga
tylko przypnij
iż ludzki

wtedy zapamiętają
i nie zapomną

x x x


cały świat za mało
połknąć jeszcze kosmos
właśnie do tego
człowiek dąży

zostawić
nie zostawi
łajka na księżycu
chociaż pies
tego nie chciał

jeszcze dalej
gdzie czarna dziura
wsysa wszystko
które w pobliżu

tam nie dolecą
po to by sprawdzić
co jest
kiedy w dziurę
wpadną

x x x

życie zaskakuje
żadna darowizna
krzyż na drogę
jest twoim powołaniem

zbieżność
kiedy ścieżki zwarte
tędy nie pójdziesz
gdyż nie wiesz
dokąd

padniesz wówczas
z krzyżem
który przyciśnie
mocą Samsona
jego podniesiesz

Boże daj wiarę
krzycząc do Boga
jeśli nie wierzyłeś
wtedy uwierzysz

x x x

podążam za słońcem
które ku zachodowi
jeszcze u schyłku
przygląda się mnie

stary dzień odchodzi
nowy nastanie
świt piękny
rosa opadnie

dzisiejsze kwiaty
jutro zakwitną
lustra pękną
przyglądając się
w nie

kalendarz schudnie
do ostatniej kartki
nic stałego
po prostu życie

x x x


znaleźć prawdę
głupcze szukaj
nie nasycisz
serca swojego

prawda skrywa się
za maskami
a człowiek
nie księga

stamtąd
kłamstwem
znów powieje
z jaskini dmuchnie
jednooki

rodząc wiatry
sen spokojny
drwiąc powyżej
z Bogów



cierpliwie
też usnęli
przespali
wieki całe

o świecie
zapomnieli
prawda fałsz
stąd
na stałe

x x x

żeby nogi poniosły
powinienem coś
wymyślę
zatem
zamydlę oczy
wtedy dam radę

nie opierając się
na samej prawdzie
taki świat
więcej kłamać

pierzchły
w cztery strony globu
kłamstwa
splecione z prawdą

nie przepaść
znam ten przepis
dobra zupa
w talerzu

x x x

zależność
być na swoim
nie prosząc nikogo
o łaskę

niestety
jeden drugiemu
zależny
nie uwolnisz się
od tego

stadny świat
w tłumie jesteś
cukierki
ktoś pobiera

kwaśna mina
mówi wszystko
mimika twarzy
ciebie zdradza

x x x

zrywne serce
gołąb biały
z gołębnika
wyleciał

w nieboskłonie
srebrzyste oczy
jego wolność
być wysoko

tak to widzę
które milsze
aż do nieba
dosięgam

jedno serce
nie spaprać duszy
niech białe
pozostanie białym

x x x

czemuż moje oczy
tak patrzą
i patrzą
cóż masz takiego
iż mnie pociągasz

przykuty
zmysły tracę
że oszaleć można

czyżby szaleństwem
miłość

nie mając dość
wracam do ciebie
do twoich oczów
w które
co dzień patrzę

uświadamiając
iż nie jest szaleństwem
przywilejem
kocham

x x x

i przyszła noc
która zmorzyła
do świtu kochankiem
sny zapominam

jakby mnie nie było
wyrwany z życia
część
bez zgody przepadła

świtów tyle
również nocy
księżyc
i słońce
bratem i siostrą

światło
ciemność
cykl
muszę żyć
skończenie
oby nie jutro

niedziela, 23 października 2022

Duchy

 

Duchy

autor: Radzikowski
5.0/5 | 4


chwile warte zatrzymania
jakże inaczej
istotą wspomnień

ale niestety
są również przeciwne
które bolą
być może
dłużej pamiętamy

czy można wyrzucić
z głowy
kawał swojego życia
raczej nie


chciałbym zaszufladkować
pozamykać szuflady
niestety
choćby
wylezą z nich


mój umysł pożywką
z mojej strony
żadnej strategi
by walczyć

obarczam
gniewnym wzrokiem
patrzę
sercem odtrącam


duchy
odejdzie


xxx

SZUKAJĄC



szukając szczęścia
nie ogarniasz umysłem
iż obok ciebie

dali
nie uchwycisz
ponieważ niewidoczna

za którą
jest lub nie ma
traf losu


szczęście
jakże ważne
połączone z miłością
kryształem

nie szukaj
ona samo ciebie
znajdzie

tylko daj
szansę


xxx

PYTANIA


setki pytań
do Boga
który nie odpowiada


potrzebne
czy też nie
złożone ręce moje


kto kuje to żelazo
ja czy Bóg

prawda o mnie
w czynach
i w słowach

dobre sobie
iż jak widzą
tak piszą

niestety
powierzchownie

xxx


KOŃ TROJAŃSKI


koń trojański
wlazł na podwórze
z którego wyskoczyły
rycerzyki

waleczne
biją mnie po głowie
pytam
za co


myśli powracają
niepocieszające
za nieboskłonem
znikła moja miłość


była
lub nie
napawa
nie pewność
następne jutro
jeszcze bardziej oddali


xxx


ROK TRZECI




dziewczynka skakankę miała
przez którą skakała
zły pan
cukierkiem poczęstował
co dalej
domysły



dziewczynkę po lesie szukali
plakat powiesili
przepadła jak kamień
więc pytam
kto pilnował


matko
ojcze
rodzice
w samopas
nie wypuszczać
swoich dzieci


może przykryta
liśćmi
gdyż minął
rok trzeci

Jesteś

 

Jesteś

autor: Radzikowski
5.0/5 | 2


jesteś latarnią
widząc nie zboczę z kursu
groźnie kołysząc
czynią bym dno zobaczył

jesteś odpowiedzią
na mnóstwo pytań
toteż nie zadaję
wiem doskonale

a i szeptem wiatru
który niesie wiadomość
słyszę chociaż dalece
od mojego domu

również dobrem
w świecie
niczym świat
bez ciebie
kolejnym świtem
który życie napisze


x x x


wzięte z rękawa
iluzja nic innego
talią kart
czaruje
inna rzeczywistość

otrzep swoje pióra
ptak co dzień prostuje
gołąb lot daleki
wypuszczony z klatki

daj życiu swobodę
ulotne nie deklaruj
nazwij po swojemu
które zabiera życie

schowane
w twoim sercu
na lewo
nie rozdawaj
jeśli trzeba
zakończ
otwórz nowy rozdział


x x x


pali ogień
którego nie chcę
traf
wybrał mnie

zamykam oczy
zatykam uszy
ona nierządnicą


prawdziwy facet
nie bierze z ulicy
nie wstępuje do
uciech

siedem grzechów głównych
nie wdrażam
chcę pójść do nieba


za którąś twarzą
wracam do pierwszej
by nie szczuł
rodem z piekła


x x x



na zakolu
z pierwszego w drugie
z nie przyjaznym
obok

sieje
mąci
wyrywa duszę
która do ciała powraca


śnić
czy nie śnić
sen zmorzy
jestem w kropce
nad I

sny nieprawdziwe
to spadam
to lecę
niektóre jakby
prorocze

częstotliwość
mierzy serce
wchodząc w kolejny
świt


dziewięć żyć nie mam
tylko jedno
na cztery łapy
nie spadam



x x x


ścieram niebo
swoje
grzechy odpuszczam
świadomie
co dzień grzeszę


ziemskie uciechy
nikt z stamtąd
nie wrócił
duchy nie istnieją


głupcem nie jestem
jednany z naturą
Darwin sprzeczny
z Biblią

może mylnym
z drzewa nie zszedłem
stworzony
rękoma Boga

Inaczej

 

Inaczej

autor: Radzikowski
0.0/5 | 0


między niebem
a ziemią
spadające słońce
w zenicie
cienia brak
płyną miesiące

z ptakami
odeszło lato
który raz
wątpliwie
myślę o jutrze
kiedy nadejdzie
mój czas

wytropił dawno temu
jakby minęło sto lat
niebo w czerwieni
zachód
słońca blask

po co jestem
może z konieczności
zdany na los
szukam miłości

kto znajdzie pierwszy
ja czy ona
o ile
w ogóle
wielka niewiadoma

kroczą mroki
dni niespokojne
świętość
przechyla szalę
z diabłem tocząc
wojnę

nie ciało
zależna dusza
uciec chce
by nieszarpaną
tylko gdzie

cudze niebo
cudza ziemia
spadające słońce
dla mnie
nic
odpłynęły
miesiące

x x x
mnóstwo pytań
zadaję życiu
cóż za zakrętem
chciałbym wiedzieć
gdyż ono
momentem

żeby los trzymać
w dłoniach
trzeba coś dać
leżąc pod gruszą
aniołowie nie muszą
dając rzecz jasna
brać

w tle miłość
kłody po nogami
powinniśmy
wylewne uczucia
byle nie sami

wtedy jesteś wart
narodzonemu
oddając świat
pięć może więcej
pokoleń
pozostanie ślad

zadałem pytania
zaś ono echami
kosmos wielki
ja mały
z porywami

przeminie
wszystko
które za
idąc do przodu
trwa

x x x

wraz z cieniem
który
zabierze się
ze mną

paprochem
zamiecionym pod dywan
tam też znajdą

tłum liczny
nie kryjówka
ludzie mają
oczy
a kiedy
posłuch
doniosą

świat światem
zawsze
nie na miejscu
cząstka mnie
próbuje dogonić
resztką siebie

czym zawiniłem
istnieniem
na świętej ziemi
przekleństwem
którym obarczył

tam wysoko
również widzi
gwiazd tyle
za gwiazdami
gwiazdy
a niebo
nie kosmos

x x x

uchylam furtkę
wpuszczając
z pokorą

serce sługą
zawsze na rozkaz

wtedy
do powiedzenia
będziesz miała
wiele

kiedy ucichnę
deszczu nie sprowadzę

może uderzą w dzwon
przyjdzie nasz czas

lecz teraz zapraszam
serce
znaczy serce

x x x

kiedy spadnie deszcz
wezmę parasol
czarny
niczym
chmury na niebie

wtedy nie zmoknę
szukając miłości
u paplany
w błocie
warta tego

parasol czarny
niebo czarne
czarne również
lakierki

znajdując
stanę przed
drzwiami
i zapukam
wpuścisz
zdejmę buty

x x x

kim jestem
dobre pytanie
duszą rozrywaną
nadprzyrodzonymi

ciało powłoką
dla śmiertelnika
boli
kiedy uderzysz

jedno
w drugim
dopełnieniem

biją się ci
których nie widzę

zostawcie mnie
z niedostatkiem
na ziemi

cenniejsze oddam
zachowując życie

x x x

wszechświecie
często spadają gwiazdy
w orbicie satelity
porzucone śmiecie

gdzie ładu szukać
kiedy nieład czyni
człowiek
zadufany w sobie

lodowce się cielą
morza wysychają
tamy rzek nie wytrzymują

nie trzeba trąb
by padły mury
Jerycho sobie gotuje

a ja dziwiąc się
patrzę
w płaski ekran
nasycony kolorem

w który
wlazłbym
by zmienić świat
Alicja i Oz
choćbym chciał
nie pójdę

Miesiące

 22 października 2022

Miesiące

między niebem
a ziemią
spadające słońce
w zenicie
cienia brak
płyną miesiące

z ptakami
odeszło lato
który raz
wątpliwie
myślę o jutrze
kiedy nadejdzie
mój czas

wytropił dawno temu
jakby minęło sto lat
niebo w czerwieni
zachód
słońca blask

po co jestem
może z konieczności
zdany na los
szukam miłości

kto znajdzie pierwszy
ja czy ona
o ile
w ogóle
wielka niewiadoma

kroczą mroki
dni niespokojne
świętość
przechyla szalę
z diabłem tocząc
wojnę

nie ciało
zależna dusza
uciec chce
by nieszarpaną
tylko gdzie

cudze niebo
cudza ziemia
spadające słońce
dla mnie
nic
odpłynęły
miesiące

x x x
mnóstwo pytań
zadaję życiu
cóż za zakrętem
chciałbym wiedzieć
gdyż ono
momentem

żeby los trzymać
w dłoniach
trzeba coś dać
leżąc pod gruszą
aniołowie nie muszą
dając rzecz jasna
brać

w tle miłość
kłody po nogami
powinniśmy
wylewne uczucia
byle nie sami

wtedy jesteś wart
narodzonemu
oddając świat
pięć może więcej
pokoleń
pozostanie ślad

zadałem pytania
zaś ono echami
kosmos wielki
ja mały
z porywami

przeminie
wszystko
które za
idąc do przodu
trwa

x x x

wraz z cieniem
który
zabierze się
ze mną

paprochem
zamiecionym pod dywan
tam też znajdą

tłum liczny
nie kryjówka
ludzie mają
oczy
a kiedy
posłuch
doniosą

świat światem
zawsze
nie na miejscu
cząstka mnie
próbuje dogonić
resztką siebie

czym zawiniłem
istnieniem
na świętej ziemi
przekleństwem
którym obarczył

tam wysoko
również widzi
gwiazd tyle
za gwiazdami
gwiazdy
a niebo
nie kosmos

x x x

uchylam furtkę
wpuszczając
z pokorą

serce sługą
zawsze na rozkaz

wtedy
do powiedzenia
będziesz miała
wiele

kiedy ucichnę
deszczu nie sprowadzę

może uderzą w dzwon
przyjdzie nasz czas

lecz teraz zapraszam
serce
znaczy serce

x x x

kiedy spadnie deszcz
wezmę parasol
czarny
niczym
chmury na niebie

wtedy nie zmoknę
szukając miłości
u paplany
w błocie
warta tego

parasol czarny
niebo czarne
czarne również
lakierki

znajdując
stanę przed
drzwiami
i zapukam
wpuścisz
zdejmę buty

x x x

kim jestem
dobre pytanie
duszą rozrywaną
nadprzyrodzonymi

ciało powłoką
dla śmiertelnika
boli
kiedy uderzysz

jedno
w drugim
dopełnieniem

biją się ci
których nie widzę

zostawcie mnie
z niedostatkiem
na ziemi

cenniejsze oddam
zachowując życie

x x x

wszechświecie
często spadają gwiazdy
w orbicie satelity
porzucone śmiecie

gdzie ładu szukać
kiedy nieład czyni
człowiek
zadufany w sobie

lodowce się cielą
morza wysychają
tamy rzek nie wytrzymują

nie trzeba trąb
by padły mury
Jerycho sobie gotuje

a ja dziwiąc się
patrzę
w płaski ekran
nasycony kolorem

w który
wlazłbym
by zmienić świat
Alicja i Oz
choćbym chciał
nie pójdę

x x x

publiczny   edytuj usuń