piątek, 19 maja 2023

przez skoki cen w marazm wpadnę ten hakiem tym będę z trzeciego świata co oczy moje widzą tego gęba moja nie weźmie oblizać się tylko przeto Okrasą nie jestemktóry tak upitrasi że klikajcie narody. a na samo patrzenie przestanę być głodny

u mnie nie ma tu słowika za to jest skowronek w Bieszczady nie pojadę chociaż tam pięknie jest .u mnie są rzeki dwie za to nie ma gór orły się pokazały kormoranów tłok zimy takie sobie już nie mroźne są nie ma sopli nie ma rozetna szybach tycha marzannę trzeba utopić tylko gdzie był śnieg gdzieś daleko hen za lasem tam gdzie słowik ten

po najgorszej zimie zawsze jest wiosna wpierw pąk z którego puszcza kwiat traw się zieleni ptaki powracają powraca Krajna z baśni tysiąca i jednej nocy oczy dziewczyny zaczynają błyszczeć kiedy patrzy na ciebie uchyla nieba tobie jest wtedy ci dobrze i dziękujesz wiośnie za to że na ciebie tak ona patrzy chciałby się żeby zostało tak i tysiąc lat trwał ten piękny dzień żeby słońce nie zaszło już nigdy by nie odeszła kiedy wypuścisz to kochanie że swoich rąk

tylko zapaść się pod ziemię by od nowa żyć po prostu zniknąć i gdzie indziej być gdzie nikt mnie nie zna i nie oczekuje nie niczego ode mnie śmiejące się hieny prosto w moją twarz portretu nie porwę który żywy tkwi co dzień w mojej głowie w najmniejsze strzępy te to są żywi ludzie tak żywi jak ja kiedy jedno się kończy drugie początek swój mai przychodzi burza z którą ulewny deszcz Bogowie greccy przebudzili się tytanów pełno każdy gromi czymś a ja tylko jeden głowa i mur

ja nie chcę tego słuchaćponieważ one już zgasły i mrok zapadł nad naszą miłością krótka była ona lilaki przestały pachnąć kaliny również serce przestało kochać zupełnie po ciemniało co wtedy to wtedydziś rzeczywistość jest inna taką jaką widzęktóra rozczarowuje dwóch kogutów nie ma co by się biły o ciebie piękno bywa zabójcze białe koszule i szpady

powiedziałem do widzenia ale czy te dzień dobry jutro będzie życie to pudełeczko zapałek a Bóg z nas sobie żartuje tak po kolej zapalając je i się wypala każdy nasz dzień tego co wczoraj nie będzie dziś brzęczą myśli nasze niczym pszczoły w barci dzikie one są również rządzę nasze głupka chociaż jednego nie potraktuje dobrze kiedy durne serce do przodu się rwie

albatrosy to są dopiero ptaki ponieważtak całymi dniami potrafią szybować nad wzburzoną falą oceanu gniazda swoje budują na skałach o które nie dbają a kiedy młode wypadnie że swojego gniazda i nie wgramoli się z powrotem tam jego kres choćby nawet rodzic przyleciał fruwać jak on i nie musnąć fal ponieważ zderzając się z nimi grozi to śmiercią przy tak rozpiętych skrzydłach nie wzbije się ponownie i czekać tylko aż pożre coś

iść po prostu iść gdzie Helios złotym rydwanem za widnokrąg ten by napoić ducha on miał cztery konie i rydwan złoty również swoje niebo Ja zaś tylko serce iść po prostu iść i nie zmęczyć nóg w rozproszone mroki puki jeszcze dzień Eos może już nie otworzyć dla mnie bramy tej i nigdy nie zobaczę jutrzenki blasku ja chcę jeszcze trwać dłużej niż tydzień ten pokonywać to co na drodze staje mi niema już Cohena gdyż zasnął we śnie i już się nie zbudził nigdy więcej już...

przyjdzie może ten dzień kiedy pojawisz się znów ty wtedy szczęście ogarnie mnie i będę szczęśliwy jak nikt w moim ogrodzie dziś są jeszcze nie kwitną dziś w moim ogrodzie świat czeka na ciebie wciąż a kiedy zakwitnie jedna z nich wtedy pojawisz się niczym Nimfa z Daab nad źródełkiem pochylając się chociaż pochmurno jest dziś we mnie słonecznik ten który złoty zakwitną w moim sercu które chcę ci dać za miast milion tych róż słonecznika kwiat boś ty światem moim chcemy jego dać

Lenin spichlerze nam otworzył tylko gdzie on wtedy był pewno leżał za szybą w Mauzoleumwcześniej w Poroninie zabili Romanowa niech żyje Lenin kto wie może Stalin otruł Lenina spytaj o to Putina może coś o tym wie kiedy w tym wojsku służyłem wtedy okrągły był stół przelano by więcej krwi zanim rozwiązano Kraj Rad och Lachy wy Lachy trzy razy ten żegna się pomarańczowa szlag trafił rewolucjępomożecie pomożemy krzyczy Lach

toż ty Pinokio ino patrzeć kiedy ten nos tobie urośnie gdyż kłamiesz jak z z tych nut gdzie twoje sumienie Hipolita pewno gdzieś w trawie siedzi z innymi świerszczami chociaż nie drewniany żeś pajacyk i ojcem twoim nie jest Geppetta a jednak podobnie zachowujesz się a Stromboli nie więzi kłamstwo nigdy nie popłaca jednak tyś na wskroś szkoda że to nie bajka tylko prawdziwe życie gdyż po twoim nosie doszedłbym aż do księżyca

coś tobie przywarze handlowcu jeden zasuwaj tam skąd przybył Alf na planetę Melmac która cierpi na nadmiar złota i platyny inflacja popłaca więc do garnca tego i licz nie monety gdyż sztaby tobie cenne kiedy przyjdzie te Boże Narodzenie chleb dychę przekroczy karp pewno krocie nic ino tołpygi smażyć lepsza taka ryba niż nic i wytłumacz swojemu dziecku dlaczego może prezentu nie mieć przecież ono nierozumni znaczenia inflacja komuno wróć chciało by się krzyczeć być Gomułką żeby dużo gadać w bambuko robić tak jak Edward Gierek pomożecie pomożemy

areszta wszy mnie za miłość dając dożywocie niech pójdę do pudła za najcięższa zbrodnie gdyż kochać jest grzechem gdy jeden drugiego zabija po prostu odtrąca wszy czyjeś uczucia pozwoliłem jej odejść a ona odeszła w nie ciszy chciała się otruć więc zabrali do szpitala ktoś głośno krzyknął głupia kobieto jak nie ten to będzie inny nie wybieraj śmiercigdyż życie masz tylko jedno ceń je ponad wszystko niech szatan nie odbierze co to za miłość która potrafi zabić i w jakim trzeba być amoku by na nie się targnąć

pewna pani kota tyła kot spadł z piętra ale przeżył toż wiadomo przecież iż kot zawsze na te cztery spada toć to śmiech co nie lada pies ma chomąto na szyi i kto tu jest wariat że psa wariata czyni ktoś przemycił skądś do kraju koteczka dużego myśląc że ma krula lwa z Disnejowskiej bajeczki ot te ludzie jacy durni nawet krokodyle mają dać ci krokodyla dam byś nie miała zguby

o tych bzdurach z Edem z koniem który mówi koń ma duży łeb może cię polubi lub z Alfem z planety Melmac gdzie zielone niebo i trawa niebieska która cierpi na nadmiar złota i platyny co za niedorzeczność mów panie do rzeczy ja nie pójdę z panem w tany gdyż pan to nie pani widziałem flagę tęczową którą oplułem i zerwałem przeto nie w tym kraju w którym się wychowałem

Hej dziewczyno tyś niedobra bom pod drzwiami długo stoję zakałatać nie mam czym toć pięścią nie uderzę hej dziewczyno słonko moje niech ci mamcia nie zakazujejeno słuchaj głosy serca i nie zważaj na garb mój dzieci będą toż jest pewne gdyż mój trzon co dzień płonie to ci mój jesteś za rzuć tę chustę i katu nie oddaj nie z Bogdańca za to urodziwy od stup aż do tej głowy niech w głowie twojej nie kto inny za bukiet który urwałem

szumią szumnie szumią rzeka nurtem płynie ptak radośnie śpiewa budząc Aurorę Bogini brzasku i świtu już się obudziła i ten piękny poranek zorzą przyozdobiła nie ma koni nie ma które bryczki ciągły oraz sochy w polach za czasów Reymonta nie ma Jagny nie ma jak również Boryny toć na tace wywieziona a on w polu skonał za to jest pochmurno może dziś pokropi jak sto lat temu tak teraz są chłopi toż podobnie robią tylko sprzęty inne tej ktoś dziecko zrobił jego serce zimne tamten zaś konfident donosi do gminy lub wzywa policję wbija co dzień kliny inny ależ inny pęka z tej zazdrości że on lepiej ma chociaż w banku zaległości może licho wie który kredyt bierze zabiorą samochód będzie jeździł na rowerze

pod Ślęzą górą mojego serca początek nie wiosna ludów mój ojciec osiedlił się w końcu do tej pory w nim mieszkam moje małe państwo jak gość przyjdzie u goszczę mój stary pies zaszczeka Broniewski tak napisał to też pójdę w za parte kiedy przyjdą podpalić ci dom sięgnę po widły broń swojego brońjak również swoich ziemi ojczystej nieba Polskiego żeby rakieta ponownie nie spadła gdzieś koło Bydgoszczy

świat taki jest jaki widzisz nic na to nie poradzisz kij opanują mrówki gdy kija w mrowisko wsadzisz intruzem pobudzone wolność Tomku w moim domku też byś w czynił alarm gdyby z butami ktoś tobie wlazł więc zostaw w spokoju kopca mrowie niech mają swój mir domowy gdzie nie na kapie tam nie pada a waśnie mieć będziesz z głowy

Eos otwiera wrota dnia przed wozem Heliosa która rozprasza mroki zwiastując światło Bogom oraz ludziom pędzi po niebie złotym rydwanemw zaprzęgu cztery białe konie wynurzając się z fal Okeanosa kończąc swoją wędrówkę w widnokręgu na zachodzie ma on pałac cały że złota pełen drogich kamieni a także kości słoniowej kiedy zasiada swój tron jest w otoczeniu dni miesięcy lat również stuleci w koronie promiennej tak jasnej iż nawet syn jego Faton nie śmie jemu spojrzeć w oblicze obawiając się utraty wzroku