Inaczej
między niebem
a ziemią
spadające słońce
w zenicie
cienia brak
płyną miesiące
z ptakami
odeszło lato
który raz
wątpliwie
myślę o jutrze
kiedy nadejdzie
mój czas
wytropił dawno temu
jakby minęło sto lat
niebo w czerwieni
zachód
słońca blask
po co jestem
może z konieczności
zdany na los
szukam miłości
kto znajdzie pierwszy
ja czy ona
o ile
w ogóle
wielka niewiadoma
kroczą mroki
dni niespokojne
świętość
przechyla szalę
z diabłem tocząc
wojnę
nie ciało
zależna dusza
uciec chce
by nieszarpaną
tylko gdzie
cudze niebo
cudza ziemia
spadające słońce
dla mnie
nic
odpłynęły
miesiące
x x x
mnóstwo pytań
zadaję życiu
cóż za zakrętem
chciałbym wiedzieć
gdyż ono
momentem
żeby los trzymać
w dłoniach
trzeba coś dać
leżąc pod gruszą
aniołowie nie muszą
dając rzecz jasna
brać
w tle miłość
kłody po nogami
powinniśmy
wylewne uczucia
byle nie sami
wtedy jesteś wart
narodzonemu
oddając świat
pięć może więcej
pokoleń
pozostanie ślad
zadałem pytania
zaś ono echami
kosmos wielki
ja mały
z porywami
przeminie
wszystko
które za
idąc do przodu
trwa
x x x
wraz z cieniem
który
zabierze się
ze mną
paprochem
zamiecionym pod dywan
tam też znajdą
tłum liczny
nie kryjówka
ludzie mają
oczy
a kiedy
posłuch
doniosą
świat światem
zawsze
nie na miejscu
cząstka mnie
próbuje dogonić
resztką siebie
czym zawiniłem
istnieniem
na świętej ziemi
przekleństwem
którym obarczył
tam wysoko
również widzi
gwiazd tyle
za gwiazdami
gwiazdy
a niebo
nie kosmos
x x x
uchylam furtkę
wpuszczając
z pokorą
serce sługą
zawsze na rozkaz
wtedy
do powiedzenia
będziesz miała
wiele
kiedy ucichnę
deszczu nie sprowadzę
może uderzą w dzwon
przyjdzie nasz czas
lecz teraz zapraszam
serce
znaczy serce
x x x
kiedy spadnie deszcz
wezmę parasol
czarny
niczym
chmury na niebie
wtedy nie zmoknę
szukając miłości
u paplany
w błocie
warta tego
parasol czarny
niebo czarne
czarne również
lakierki
znajdując
stanę przed
drzwiami
i zapukam
wpuścisz
zdejmę buty
x x x
kim jestem
dobre pytanie
duszą rozrywaną
nadprzyrodzonymi
ciało powłoką
dla śmiertelnika
boli
kiedy uderzysz
jedno
w drugim
dopełnieniem
biją się ci
których nie widzę
zostawcie mnie
z niedostatkiem
na ziemi
cenniejsze oddam
zachowując życie
x x x
wszechświecie
często spadają gwiazdy
w orbicie satelity
porzucone śmiecie
gdzie ładu szukać
kiedy nieład czyni
człowiek
zadufany w sobie
lodowce się cielą
morza wysychają
tamy rzek nie wytrzymują
nie trzeba trąb
by padły mury
Jerycho sobie gotuje
a ja dziwiąc się
patrzę
w płaski ekran
nasycony kolorem
w który
wlazłbym
by zmienić świat
Alicja i Oz
choćbym chciał
nie pójdę
a ziemią
spadające słońce
w zenicie
cienia brak
płyną miesiące
z ptakami
odeszło lato
który raz
wątpliwie
myślę o jutrze
kiedy nadejdzie
mój czas
wytropił dawno temu
jakby minęło sto lat
niebo w czerwieni
zachód
słońca blask
po co jestem
może z konieczności
zdany na los
szukam miłości
kto znajdzie pierwszy
ja czy ona
o ile
w ogóle
wielka niewiadoma
kroczą mroki
dni niespokojne
świętość
przechyla szalę
z diabłem tocząc
wojnę
nie ciało
zależna dusza
uciec chce
by nieszarpaną
tylko gdzie
cudze niebo
cudza ziemia
spadające słońce
dla mnie
nic
odpłynęły
miesiące
x x x
mnóstwo pytań
zadaję życiu
cóż za zakrętem
chciałbym wiedzieć
gdyż ono
momentem
żeby los trzymać
w dłoniach
trzeba coś dać
leżąc pod gruszą
aniołowie nie muszą
dając rzecz jasna
brać
w tle miłość
kłody po nogami
powinniśmy
wylewne uczucia
byle nie sami
wtedy jesteś wart
narodzonemu
oddając świat
pięć może więcej
pokoleń
pozostanie ślad
zadałem pytania
zaś ono echami
kosmos wielki
ja mały
z porywami
przeminie
wszystko
które za
idąc do przodu
trwa
x x x
wraz z cieniem
który
zabierze się
ze mną
paprochem
zamiecionym pod dywan
tam też znajdą
tłum liczny
nie kryjówka
ludzie mają
oczy
a kiedy
posłuch
doniosą
świat światem
zawsze
nie na miejscu
cząstka mnie
próbuje dogonić
resztką siebie
czym zawiniłem
istnieniem
na świętej ziemi
przekleństwem
którym obarczył
tam wysoko
również widzi
gwiazd tyle
za gwiazdami
gwiazdy
a niebo
nie kosmos
x x x
uchylam furtkę
wpuszczając
z pokorą
serce sługą
zawsze na rozkaz
wtedy
do powiedzenia
będziesz miała
wiele
kiedy ucichnę
deszczu nie sprowadzę
może uderzą w dzwon
przyjdzie nasz czas
lecz teraz zapraszam
serce
znaczy serce
x x x
kiedy spadnie deszcz
wezmę parasol
czarny
niczym
chmury na niebie
wtedy nie zmoknę
szukając miłości
u paplany
w błocie
warta tego
parasol czarny
niebo czarne
czarne również
lakierki
znajdując
stanę przed
drzwiami
i zapukam
wpuścisz
zdejmę buty
x x x
kim jestem
dobre pytanie
duszą rozrywaną
nadprzyrodzonymi
ciało powłoką
dla śmiertelnika
boli
kiedy uderzysz
jedno
w drugim
dopełnieniem
biją się ci
których nie widzę
zostawcie mnie
z niedostatkiem
na ziemi
cenniejsze oddam
zachowując życie
x x x
wszechświecie
często spadają gwiazdy
w orbicie satelity
porzucone śmiecie
gdzie ładu szukać
kiedy nieład czyni
człowiek
zadufany w sobie
lodowce się cielą
morza wysychają
tamy rzek nie wytrzymują
nie trzeba trąb
by padły mury
Jerycho sobie gotuje
a ja dziwiąc się
patrzę
w płaski ekran
nasycony kolorem
w który
wlazłbym
by zmienić świat
Alicja i Oz
choćbym chciał
nie pójdę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
TU MOŻNA KOMENTOWAĆ