czwartek, 3 listopada 2022

Człowieczyna


 

Człowieczyna

autor: Radzikowski
0.0/5 | 0


żal człowieczyna w sobie miał
nieszczęsny ludzik ten


bijąc się w czoło wpadał w szał
świat podły
darzył złym snem

ochłapem losu karmiony


przyćmieniem nad głową chmur
tężę kotarę rzuciły
a rzeki płynęły z gór

aż mokre były kamienie
z drzew liście pospadały
widział tylko jesienie
ten człowieczek mały

ni los się nie uśmiechną
nie spotkał miłości swej
by tchnienie swoje włożyła
odziała słonkiem zły dzień

szkoda człowieczka małego
rozdziera serce me
żyć tak coś okropnego
licząc godziny swe

chata była wciąż pusta
ściany jeno płakały
nie gada do siebie
zamknął usta
by struny nie popękały

nie głosił światu podłości
nie skarżył Boga też
że nie miał żaden miłości
pod wiatr tylko i
deszcz

powodzie wszystko zalały
również strzechę tą
płaczące ściany zabrały
tym przepad jego dom

z niczym niestety został
kąsał złośliwy los
drążąc dwie dziury w sercu
jad kobry tym zamilkł głos

może w niebie ma lepiej
tulą anioły te
nie chcąc patrząc z góry
tutaj nie będzie źle

Robak


 

Robak

człowieczeństwo wszakże nasze
czy nazywasz siebie człowiekiem
przeto można wyzbyć się
zero szacunku dla innych

jeśli siebie nie kochasz
przeszkadza świat cały
zatem nie bądź oportunistą
solą dla innych w oku

upodlić
zdeptać robaka
człowieku opanuj się
może została cząstka
w sercu
na samym dnie

środa, 2 listopada 2022

To rozum

 

To rozum

tęsknota
ucieczka w siebie
daremnie rozpatrywać
rwać włosy na głowie
do tyłu
znaczy przegrywać

ujarzmić
nie ma czego
tak owo
po kaczce spłynęło
oskarżania o nic
do spółki
acz wasze dzieło

kwiat zwiędnie
odrodzi się nowy
dwie




może trzy miłości
to nie serce wątpi
to rozum
do szpiku kości



Doły


 

Doły

autor: Radzikowski
0.0/5 | 0


snami
w przestworzach
w których jeszcze nie byłem

o latającym człowieku
proroczym
niech spełni się

ubogość
pirytem świeci
świat słabo widzi mnie
choćbym miał
duszę złotą
mając
daremne żale

i wiele innych snów
na osłodę mą
śniąc troszeczkę
dłużej
powstrzymać skrajność tą

acz jakże spod ciemnej
gwiazdy
ci czart wszystko klaruje
dziesięć zdrowasiek
na nic
życie niestety dołuje

x x x
chciwy człowieku
nie tędy
również nie proszę
byś rozdał

tylko
zamiarem pomniejsz
dając szansę innym

chciwość
grzechem głównym
to ci powiadam
szczerze
wypluj złe serce
a czart
nie zabierze

x x x


Bies
nie stąpnie
świętej ziemi

ki prawo
żadnych praw
pasterz
owieczki liczy
zbaw świat
od złego
zbaw

a i mnie
uproszenie
otwórz oczy zamydlone
póki kolejny świt
jeszcze niestracone

wybudź
które przysłuży
nie mylność
ni opętanie
będąc
ku niebu podróży
mój najsłodszy
Panie

Stracenia





 

Stracenia

ileż straceń w życiu
na palcach nie policzę '
pełną parą uszły



wraz z nim moje oblicze

kim jestem
słuszne pytanie
które zadaję sobie
mądrzejszy
czy też głupszy
niebo nie odpowie

ślimacze dni ubyły
w sakwie skarb
pomniejszony
piachem i wiatrem
powiało
tylko od której strony

w marszu miłość
zbłąkana
razem łatwiej było
z którą nie zrozumienie
trwało i się skończyło

Prosto w pysk

 powiadasz

iż jestem człowiekiem
marne pocieszenie
ponieważ




studzę wielkość
by nie dostać
ochłapów


widzisz
we mnie człowieka
prawda niestety
jest inna
klucz
w prawo przekręcony
postawiłem kropkę
nad I

nie chcę fruwać
wysoka
gdyż prędzej kula
dosięgnie
spadająca gęgawa
prosto w pysk
wyżla

wtorek, 1 listopada 2022

Tańczą ze mną


 tańczy moje oblicze 

chcąc oszukać lustra 

nie potykając się

na razie 

one poczekają 


wiruje świat 

wraz ze mną 

do tego skrzypce 

 diabła samego

bym zawrotów dostał 

padając 

na pysk 


upiorne duchy 

zwidy 

podkrążone oczy 

pijaczyny 

tańczyłem 

wraz z butelką 

pytanie

czy  starczy siły 



      x    x    x



myśli 

niczym żołnierze 

strzelając

zabijają


bywa 

iż mają dziurawe 

hełmy 

kiedy odwetu 

nie ma 


stracone marzenia 

to one 

światło dzienne 

nie dla nich 

w łonie 

nie narodzone dzieci 

których życie 

nie przytuli 


  x    x    x  



czemuż tyś

nieznośne 

piórem Szekspira pisane 

plagami egipskimi 

piach w oczy

i wiatr


dlaczego 

kąkole w ziarnie

przybytku nie wiele

ręko  Boga 

daruj

gdyż oszaleje 


stokroć razy

nadzieja płonęła 

i gasła 

och życie  ty  moje 

istnieć za  mało 

umrzeć  za wele 


Krzesło i drzewo

 

Krzesło i drzewo

magią jest kochanie
czarodziejem naszych serc
który
przenosi w inny świat
stamtąd
lepiej nie powracajmy

istotne wiedząc
kim jesteście dla siebie
byle znośni
acz po to
żeby drogi wasze
się nie rozeszły

szczęśliwy ten
który nie zastaje krzesła pustego
zaś ściany
nie przemawiają

to ci powiadam
posadź skarb swój
na tymże krześle
również drzewo
kiedy syn twój
na świat przyjdzie

Tak trwać

 

Tak trwać

autor: Radzikowski
5.0/5 | 1


już czas
deszcz liści
pożegnanie
jesień
kalendarz na ścianie

kartka
kolejna
osowiałem
we mniesz
podobnie
tę porę
przywitałem

które było
z wiekiem uleciało
ino strzępy
tyle zostało

powiedz
wieku
czemu gnasz
ów kalendarz
po kartce
wyrywasz

żal
iż nie mam wpływu
by zatrzymać czas
chociaż na chwilę
tak trwać
i trwać

\ x x x

zajrzyj w oczy
powiedz szczerze
kim jestem
może dowiem się
od ciebie
prawdy o sobie

nie szczędź
wal prosto z mostu
ponieważ
delikatność
nie jest moim
atutem

twardy grunt
mottem
nie zależność
nie być
uzależniony

kim jestem
zapewne prawdą
którą chcesz zobaczyć
tylko
iż moje wnętrze
nie jest przezroczyste
x x x

dyskryminacja
czymże on
ponieważ nie rozumiem
dlaczego tyś lepsza
ode mnie

oczy Boga patrzą
Jego usta milczą
a ty nie milczysz
wchodząc na moją
głowę

bezczelność
może ona
tęże motywacją
dlatego ja
zawsze piętro niżej
kiedy ty
tą windą
w górę
za którą
nie mogę nadążyć
x x x

byłaś
chwilą
którą
jeszcze trzymam
w garści

nie otworzę
ponieważ niczym motyl
odleci

tak długo
ile życia mi starczy
serce pękłoby
gdybym stracił

Po za granice

 

Po za granice

miląc się
może zostaniesz
przy mnie

nie ja zdecyduję
kiedy
co
i jak

jakżeby inaczej
cudeńko moje
bogata w uśmiechy
patrząc
w moje oczy

do końca świata
z tobą
za mało
zastawmy świat ludziom
swój odnajdźmy

płomyki w naszych sercach
teraz
koniecznie

poza granice
wykroczenia

wtorek, 25 października 2022

Pozwalam

 

Pozwalam

autor: Radzikowski
0.0/5 | 0


nagie myśli
jak moje ciało
będące pod prysznicem


przepraszam za wszystko
zmienność nie jest
moim atutem

kamień
kamieniem
serce
sercem

sprawdzę
po prawej
również po lewej
pod respiratorem
nie jestem


otwarty mój umysł
oczy widzą wszystko
powiało zdradą
rogaczem nie jestem


próbujesz odejść
na to pozwalam
z innym ułóż
swoje życie


x x x

szukam cudów
których pełno
ślepią co dzień
nie zraża mnie
światło
kim ja setem
bez dusznym
czy też serem
które szuka
drugiego

ilu jest ślepców
'mnie nie obchodzi
być między
jestem podobny
toteż staram się
żeby oszukać
chociaż
które przyjdzie
nadejść musi


co będzie
kiedy wiosna
przywita mnie
na głowie marzana
rzucona z mostu
na którym
kłódka przypięta
która związek
łączy


czy będę wtedy
bardziej zaślepiony
zrywając księżyc
jak cukierka
z choinki


jesteś wiosną
kwitnącą wiśnią
kiedy dojrzeje
na torcie będzie

owej słodyczy
nie poskąpisz
będąc blisko
zapragniesz
więcej
po. czym
tęsknota
kiedy nie będziesz
na jedną tę chwilę
ponownie będę


x x x



policzę lata
na moich dłoniach
dziesięć dłoni
troszeczkę więcej
nie chcę myśleć
kto by myślał
oglądając się za siebie
cofając tracisz

jedno które mam
chodzi po głowie
cóż ze mną będzie
kiedy się spóźnię
życie nie poczeka
poczyni swoje
wtedy pożoga
żywy trup ze mnie


lata które z górki
perfidnie wykorzystać
policzy Bóg
w ostatnim zabierze
nie minę się
z celem
odszuka mnie
ślepy tor
ściana
raczej nie powalę


x x x



odleciały ptak
wiosną powrócą
zimę przezimować
paląc w piecu


śnieg w górach
tutaj może nie będzie
a jeśli
to na krótko

gołębie na dachach
rynek świeci pustką
chociaż stoją ławki
nikt nie usiądzie

za sobą lato
lody z truskawkami
jesień nie głaska
liście z drzew spadają

który zobaczy
pomyśli ponuro
wówczas rozgrzej
jego kobieta
nostalgia
w świecie melancholia
porzucić negatyw
kochanie przydatne

poniedziałek, 24 października 2022

Wola

 

Wola


wola życia
przecież silny jesteś
wyjdź z pod kamieni
niczym żmija
kąsaj

nie rozumiesz tego
iż świat morze dobić
zatem znajdź miejsce
walcz

pogoda
twoje życie
twój cel
obracasz się
jak liść
spadający z drzewa

jesień
twoja pora
jeszcze nie nadeszła
idź tam
gdzie światełko
w tunelu

nie lękaj się
tyle razy słyszałem
ucałuj ziemię
po której chodzisz

widzisz
puki co
wygrywasz
jeszcze śmielej
rozpychaj się

x x x

rozdaję nadzieję
by uwierzyli
nie jestem Bogiem
a jednak

choćby jednego
wyciągnąć z dołu
bardzo ważne
już coś

sam nie mam
miłości
której szukam
spojrzyj na mnie
jakoś znoszę

łamiąc konar
drzewo przewrócisz
które trwało
wieki


x x x



przyszła miłość
skąd
zapytałem
czerwieńsze od róż
moje serce

zapłonął ogień
iskierki tańczyły
spocznij
przy tym ognisku

bijące ciepło
uczuć jeszcze dodam
by płonąc płonęło
zawsze

lecz nie zauważyłem
kiedy zgasło
odeszła
chłodem powiało

x x x

pilnuj  które masz
jeśli spaprałeś
żałuj

blisko byłeś
popełniłeś  błąd
chwila przykładna
zmieniła życie

tyle razy wpajali
rozum poszedł
w las
głodne wilki zjadły
znaleźli okazję

nie powstaną 
z  niczego
stracone dni
lecz nowe nadzieje
zawsze są

x x x

w niewielkim miasteczku
ukradłem pomarańcz
głodny byłem
przytrafiło się mnie

będąc na dworcu
mele portfel zwinęli
wsiadłem w pociąg
jadąc na gapę

dla miłości
można wszystko
zrobić
sto mil ;przejechać
nie głupota

kupiłem kwiaty
dużego misia
ona nie chcąc 
odtrąciła

więc po co ten list
którym napisała
pójdziesz moim
śladem
do czego nie doszło

wariat
czy głupiec
sam nie wiem
teraz kochanie
nic dla mnie
nie znaczy

x x x


zwycięstwem
nie jestem
zawsze potyczki
serce
na szli
nie ważę

sprawiedliwym być
skoro sąd
źle sądzi
powyżej korupcja
trzepią kasą

rozdaje karty
który mam
władzą
kiedy upadek
za maskami
jest

kłamstwo
goni kłamstwo
umywa ręce
w gazetach piszą
kto kogo sadzi

Temida
oczy przymknęła
niech dzieje się
co chce

zwycięży ten
który asa ma

x x x

Veni
vidi
vici

nie Cezar
który patrzył
na Rzym

wracając
był niepokonany
Brutus
swoje swoje zrobił
zabił

gdzież mnie
do władnych
którzy rządzą
państwem
źle postąpią
historia osądzi

ja skryty
w cieniu
ponieważ
chcę żyć
jeśli rozkażą
wezmę karabin

orzeł krąży
który w godle
nie krzyż złamany
żaden sierp i młot

Data dodania2022-10-24 22:12
KategoriaRóżne
Autorgabriel123

O autorze Wszystkie wiersze Poprzedni wiersz autora

Pytam gdzie jesteś


 które poczęte

dorosnąć powinno
życie złośliwe
płata figle

owoc dojrzewa
wcześniej kwitą
kwiaty
przykuwając
wabią owady

sady w bieli
szaty włożyły
maj rozdał
po części 
światu

liście puszczają
zbudzone lasy 
zrobiło się
zielono

toteż w moim
sercu
przepych wielki


ptaki wróciły
lody stopniały

pytam gdzie jesteś
by razem się wsłuchać
wieczorami  oglądać
zachody

radośnie serce
ponownie zabije
przyjdą amory
wielkie kochanie

nie zapomnij
o mnie
kiedy jesień
powróci
po czym odejdzie
zostanie czekanie

  x  x x

a kiedy żyjąc
będąc zmęczony
cofając czas
przypomnę sobie

tamtego mężczyznę
nie stroskanego
który chciał podbić
świat cały

jakoś nie wyszło
chociaż byłem
twardy
żeby serce nie zabolało

innych nie raniąc
tym popuszczałem
wstrzymując
rękę żelazną

mnie żal
słodyczy brakło
dziewczyna rzuciła
dawno temu

ale pamiętam
wszystko na przekór
przeciwności same

na co
i po co
zamiecione pod dywan
by moje oczy
nie widziały

chociaż nie widzę
również boli
tyle miesięcy
zmarnowanych

  x  x  x

dziś wódka
jutro znowu
wszyję
pijaczyna
na mnie mówili

jak to
bez nazwiska
moczy morda
liczyłem na sępa

znalazł się taki
dołączył trzeci
pijaki za rogiem
pety zdeptane


rzygowiny
dobrze nie poszło
potem fikołki
poobijany

rankiem o świcie
znów męczył kac
ostatni raz
wmawiałem sobie

rzuciwszy
nie rzucałem
szkoda kolegów
dół wielki
przegrywając życie
stanąłem na nogi

mino trzy lata
dawno nie ciągnie
chociaż by ciągło
silna wola

do ciebie
mówię
rzuć to świństwo
z gęby nie zaśmierdzi
staniesz się człowiekiem

lata długie

 

Lata długie

świat  bogaty
drzewa
kwiaty
góry doliny
Boży dar

cztery pory roku
jakże czarują
w sowitym horyzocie 
przestrzeni   bezmiar 

płunności  tchniej 
nie pochamuje 
w wodzie
płynność tchnień
chociaż potykam

raz
za razem
czasem bije szybciej
kochania mało
pragnie więcej

może się znudzą
kiedy zaboleje
moja głowa
ciężkim ołowiem

dość
nie kochać wcale
tylko  jak wyzwolić
kiedy liczność
lat długie

mają swoją górę
którą nie przeniosę
na szczyt  prowadzą
uczucia moje

kochasz
cierp
przeciwnie
pustka w sercu
żadne ramiona
nie przyjmą
x x x
do tej samej szkoły chodzili
ten sam rocznik
ta sama klasa
lecz dziewczyna szybciej
dojrzewa
czego nie rozumiał

chłopak chciał pierwszy raz
by stać się mężczyzną
ona w oddali
poniosło życie
przypomniał sobie
widząc jej zdjęcie

w panoramicznym ekranie
cali dwanaście
wrzucił swoja fotkę
może zobaczy
nie chodzi o kochanie
tylko przypomnienie
że byli
z jednej klasy

może gdyby mrugnęła
do niego jednym okiem
wtedy by załapał
nie tracąc czasu

ruszając zegary
z godziny zero
innym torem
a w wagonie
życie

x x x

skarb nosisz w sobie
który złotem w twojej głębi
błyszczy

coś ty za jedna
serdeczna
i miła
więc myślę
czy zasługuję

dziękuję
iż gasisz mroki
żarówkę wkręcasz
niech świeci

patrząc z ziemi
słońce nie ogromne
gdyż lata świetlne
dalece pomniejszają

naszych też nie zmierzą
kosmosem jesteśmy
poświatą
dla siebie

wtedy
nawet ślepiec zobaczy
którymś zmysłem
wyobrazi

x x x

wyobraźnia targa
poświata ludzka
ino Bóg wie
o czym człowiek
myśli

czy wielki
czy mały

znacznie wyżej
idealistą
martwiąc Boga

w zawrotnym tempie
wszystkiego nie uchwyci
świat spieszy
nie chce być w tyle

nie widzieć pleców
bardzo ważne
puki młody
biegnie przed siebie

maratończyk
droga długa
zatrzymać się
na chwilę

i znowu
biegnie
wykończy pewnie
kiedy przed sobą
świtów tyle

Epitafium

 Epitafium