Robak | |
człowieczeństwo wszakże nasze czy nazywasz siebie człowiekiem przeto można wyzbyć się zero szacunku dla innych jeśli siebie nie kochasz przeszkadza świat cały zatem nie bądź oportunistą solą dla innych w oku upodlić zdeptać robaka człowieku opanuj się może została cząstka w sercu na samym dnie |
czwartek, 3 listopada 2022
Robak
środa, 2 listopada 2022
To rozum
To rozum
tęsknota
ucieczka w siebie
daremnie rozpatrywać
rwać włosy na głowie
do tyłu
znaczy przegrywać
ujarzmić
nie ma czego
tak owo
po kaczce spłynęło
oskarżania o nic
do spółki
acz wasze dzieło
kwiat zwiędnie
odrodzi się nowy
dwie
może trzy miłości
to nie serce wątpi
to rozum
do szpiku kości
Doły
Doły
w przestworzach
w których jeszcze nie byłem
o latającym człowieku
proroczym
niech spełni się
ubogość
pirytem świeci
świat słabo widzi mnie
choćbym miał
duszę złotą
mając
daremne żale
i wiele innych snów
na osłodę mą
śniąc troszeczkę
dłużej
powstrzymać skrajność tą
acz jakże spod ciemnej
gwiazdy
ci czart wszystko klaruje
dziesięć zdrowasiek
na nic
życie niestety dołuje
x x x
chciwy człowieku
nie tędy
również nie proszę
byś rozdał
tylko
zamiarem pomniejsz
dając szansę innym
chciwość
grzechem głównym
to ci powiadam
szczerze
wypluj złe serce
a czart
nie zabierze
x x x
Bies
nie stąpnie
świętej ziemi
ki prawo
żadnych praw
pasterz
owieczki liczy
zbaw świat
od złego
zbaw
a i mnie
uproszenie
otwórz oczy zamydlone
póki kolejny świt
jeszcze niestracone
wybudź
które przysłuży
nie mylność
ni opętanie
będąc
ku niebu podróży
mój najsłodszy
Panie
Stracenia
Stracenia
ileż straceń w życiu
na palcach nie policzę '
pełną parą uszły
wraz z nim moje oblicze
kim jestem
słuszne pytanie
które zadaję sobie
mądrzejszy
czy też głupszy
niebo nie odpowie
ślimacze dni ubyły
w sakwie skarb
pomniejszony
piachem i wiatrem
powiało
tylko od której strony
w marszu miłość
zbłąkana
razem łatwiej było
z którą nie zrozumienie
trwało i się skończyło
gabriel12
Prosto w pysk
powiadasz
iż jestem człowiekiemmarne pocieszenie
ponieważ
studzę wielkość
by nie dostać
ochłapów
widzisz
we mnie człowieka
prawda niestety
jest inna
klucz
w prawo przekręcony
postawiłem kropkę
nad I
nie chcę fruwać
wysoka
gdyż prędzej kula
dosięgnie
spadająca gęgawa
prosto w pysk
wyżla
wtorek, 1 listopada 2022
Tańczą ze mną
tańczy moje oblicze
chcąc oszukać lustra
nie potykając się
na razie
one poczekają
wiruje świat
wraz ze mną
do tego skrzypce
diabła samego
bym zawrotów dostał
padając
na pysk
upiorne duchy
zwidy
podkrążone oczy
pijaczyny
tańczyłem
wraz z butelką
pytanie
czy starczy siły
x x x
myśli
niczym żołnierze
strzelając
zabijają
bywa
iż mają dziurawe
hełmy
kiedy odwetu
nie ma
stracone marzenia
to one
światło dzienne
nie dla nich
w łonie
nie narodzone dzieci
których życie
nie przytuli
x x x
czemuż tyś
nieznośne
piórem Szekspira pisane
plagami egipskimi
piach w oczy
i wiatr
dlaczego
kąkole w ziarnie
przybytku nie wiele
ręko Boga
daruj
gdyż oszaleje
stokroć razy
nadzieja płonęła
i gasła
och życie ty moje
istnieć za mało
umrzeć za wele
Krzesło i drzewo
Krzesło i drzewo
magią jest kochanie
czarodziejem naszych serc
który
przenosi w inny świat
stamtąd
lepiej nie powracajmy
istotne wiedząc
kim jesteście dla siebie
byle znośni
acz po to
żeby drogi wasze
się nie rozeszły
szczęśliwy ten
który nie zastaje krzesła pustego
zaś ściany
nie przemawiają
to ci powiadam
posadź skarb swój
na tymże krześle
również drzewo
kiedy syn twój
na świat przyjdzie
Tak trwać
Tak trwać
deszcz liści
pożegnanie
jesień
kalendarz na ścianie
kartka
kolejna
osowiałem
we mniesz
podobnie
tę porę
przywitałem
które było
z wiekiem uleciało
ino strzępy
tyle zostało
powiedz
wieku
czemu gnasz
ów kalendarz
po kartce
wyrywasz
żal
iż nie mam wpływu
by zatrzymać czas
chociaż na chwilę
tak trwać
i trwać
\ x x x
zajrzyj w oczy
powiedz szczerze
kim jestem
może dowiem się
od ciebie
prawdy o sobie
nie szczędź
wal prosto z mostu
ponieważ
delikatność
nie jest moim
atutem
twardy grunt
mottem
nie zależność
nie być
uzależniony
kim jestem
zapewne prawdą
którą chcesz zobaczyć
tylko
iż moje wnętrze
nie jest przezroczyste
x x x
dyskryminacja
czymże on
ponieważ nie rozumiem
dlaczego tyś lepsza
ode mnie
oczy Boga patrzą
Jego usta milczą
a ty nie milczysz
wchodząc na moją
głowę
bezczelność
może ona
tęże motywacją
dlatego ja
zawsze piętro niżej
kiedy ty
tą windą
w górę
za którą
nie mogę nadążyć
x x x
byłaś
chwilą
którą
jeszcze trzymam
w garści
nie otworzę
ponieważ niczym motyl
odleci
tak długo
ile życia mi starczy
serce pękłoby
gdybym stracił
Po za granice
Po za granice
miląc się
może zostaniesz
przy mnie
nie ja zdecyduję
kiedy
co
i jak
jakżeby inaczej
cudeńko moje
bogata w uśmiechy
patrząc
w moje oczy
do końca świata
z tobą
za mało
zastawmy świat ludziom
swój odnajdźmy
płomyki w naszych sercach
teraz
koniecznie
poza granice
wykroczenia
gabriel123
wtorek, 25 października 2022
Pozwalam
Pozwalam
jak moje ciało
będące pod prysznicem
przepraszam za wszystko
zmienność nie jest
moim atutem
kamień
kamieniem
serce
sercem
sprawdzę
po prawej
również po lewej
pod respiratorem
nie jestem
otwarty mój umysł
oczy widzą wszystko
powiało zdradą
rogaczem nie jestem
próbujesz odejść
na to pozwalam
z innym ułóż
swoje życie
x x x
szukam cudów
których pełno
ślepią co dzień
nie zraża mnie
światło
kim ja setem
bez dusznym
czy też serem
które szuka
drugiego
ilu jest ślepców
'mnie nie obchodzi
być między
jestem podobny
toteż staram się
żeby oszukać
chociaż
które przyjdzie
nadejść musi
co będzie
kiedy wiosna
przywita mnie
na głowie marzana
rzucona z mostu
na którym
kłódka przypięta
która związek
łączy
czy będę wtedy
bardziej zaślepiony
zrywając księżyc
jak cukierka
z choinki
jesteś wiosną
kwitnącą wiśnią
kiedy dojrzeje
na torcie będzie
owej słodyczy
nie poskąpisz
będąc blisko
zapragniesz
więcej
po. czym
tęsknota
kiedy nie będziesz
na jedną tę chwilę
ponownie będę
x x x
policzę lata
na moich dłoniach
dziesięć dłoni
troszeczkę więcej
nie chcę myśleć
kto by myślał
oglądając się za siebie
cofając tracisz
jedno które mam
chodzi po głowie
cóż ze mną będzie
kiedy się spóźnię
życie nie poczeka
poczyni swoje
wtedy pożoga
żywy trup ze mnie
lata które z górki
perfidnie wykorzystać
policzy Bóg
w ostatnim zabierze
nie minę się
z celem
odszuka mnie
ślepy tor
ściana
raczej nie powalę
x x x
odleciały ptak
wiosną powrócą
zimę przezimować
paląc w piecu
śnieg w górach
tutaj może nie będzie
a jeśli
to na krótko
gołębie na dachach
rynek świeci pustką
chociaż stoją ławki
nikt nie usiądzie
za sobą lato
lody z truskawkami
jesień nie głaska
liście z drzew spadają
który zobaczy
pomyśli ponuro
wówczas rozgrzej
jego kobieta
nostalgia
w świecie melancholia
porzucić negatyw
kochanie przydatne
poniedziałek, 24 października 2022
Wola
Wola
wola życia
przecież silny jesteś
wyjdź z pod kamieni
niczym żmija
kąsaj
nie rozumiesz tego
iż świat morze dobić
zatem znajdź miejsce
walcz
pogoda
twoje życie
twój cel
obracasz się
jak liść
spadający z drzewa
jesień
twoja pora
jeszcze nie nadeszła
idź tam
gdzie światełko
w tunelu
nie lękaj się
tyle razy słyszałem
ucałuj ziemię
po której chodzisz
widzisz
puki co
wygrywasz
jeszcze śmielej
rozpychaj się
x x x
rozdaję nadzieję
by uwierzyli
nie jestem Bogiem
a jednak
choćby jednego
wyciągnąć z dołu
bardzo ważne
już coś
sam nie mam
miłości
której szukam
spojrzyj na mnie
jakoś znoszę
łamiąc konar
drzewo przewrócisz
które trwało
wieki
x x x
przyszła miłość
skąd
zapytałem
czerwieńsze od róż
moje serce
zapłonął ogień
iskierki tańczyły
spocznij
przy tym ognisku
bijące ciepło
uczuć jeszcze dodam
by płonąc płonęło
zawsze
lecz nie zauważyłem
kiedy zgasło
odeszła
chłodem powiało
x x x
pilnuj które masz
jeśli spaprałeś
żałuj
blisko byłeś
popełniłeś błąd
chwila przykładna
zmieniła życie
tyle razy wpajali
rozum poszedł
w las
głodne wilki zjadły
znaleźli okazję
nie powstaną
z niczego
stracone dni
lecz nowe nadzieje
zawsze są
x x x
w niewielkim miasteczku
ukradłem pomarańcz
głodny byłem
przytrafiło się mnie
będąc na dworcu
mele portfel zwinęli
wsiadłem w pociąg
jadąc na gapę
dla miłości
można wszystko
zrobić
sto mil ;przejechać
nie głupota
kupiłem kwiaty
dużego misia
ona nie chcąc
odtrąciła
więc po co ten list
którym napisała
pójdziesz moim
śladem
do czego nie doszło
wariat
czy głupiec
sam nie wiem
teraz kochanie
nic dla mnie
nie znaczy
x x x
zwycięstwem
nie jestem
zawsze potyczki
serce
na szli
nie ważę
sprawiedliwym być
skoro sąd
źle sądzi
powyżej korupcja
trzepią kasą
rozdaje karty
który mam
władzą
kiedy upadek
za maskami
jest
kłamstwo
goni kłamstwo
umywa ręce
w gazetach piszą
kto kogo sadzi
Temida
oczy przymknęła
niech dzieje się
co chce
zwycięży ten
który asa ma
x x x
Veni
vidi
vici
nie Cezar
który patrzył
na Rzym
wracając
był niepokonany
Brutus
swoje swoje zrobił
zabił
gdzież mnie
do władnych
którzy rządzą
państwem
źle postąpią
historia osądzi
ja skryty
w cieniu
ponieważ
chcę żyć
jeśli rozkażą
wezmę karabin
orzeł krąży
który w godle
nie krzyż złamany
żaden sierp i młot
Data dodania | 2022-10-24 22:12 |
Kategoria | Różne |
Autor | gabriel123 |
Pytam gdzie jesteś
które poczętedorosnąć powinno
życie złośliwe
płata figle
owoc dojrzewa
wcześniej kwitą
kwiaty
przykuwając
wabią owady
sady w bieli
szaty włożyły
maj rozdał
po części
światu
liście puszczają
zbudzone lasy
zrobiło się
zielono
toteż w moim
sercu
przepych wielki
ptaki wróciły
lody stopniały
pytam gdzie jesteś
by razem się wsłuchać
wieczorami oglądać
zachody
radośnie serce
ponownie zabije
przyjdą amory
wielkie kochanie
nie zapomnij
o mnie
kiedy jesień
powróci
po czym odejdzie
zostanie czekanie
x x x
a kiedy żyjąc
będąc zmęczony
cofając czas
przypomnę sobie
tamtego mężczyznę
nie stroskanego
który chciał podbić
świat cały
jakoś nie wyszło
chociaż byłem
twardy
żeby serce nie zabolało
innych nie raniąc
tym popuszczałem
wstrzymując
rękę żelazną
mnie żal
słodyczy brakło
dziewczyna rzuciła
dawno temu
ale pamiętam
wszystko na przekór
przeciwności same
na co
i po co
zamiecione pod dywan
by moje oczy
nie widziały
chociaż nie widzę
również boli
tyle miesięcy
zmarnowanych
x x x
dziś wódka
jutro znowu
wszyję
pijaczyna
na mnie mówili
jak to
bez nazwiska
moczy morda
liczyłem na sępa
znalazł się taki
dołączył trzeci
pijaki za rogiem
pety zdeptane
rzygowiny
dobrze nie poszło
potem fikołki
poobijany
rankiem o świcie
znów męczył kac
ostatni raz
wmawiałem sobie
rzuciwszy
nie rzucałem
szkoda kolegów
dół wielki
przegrywając życie
stanąłem na nogi
mino trzy lata
dawno nie ciągnie
chociaż by ciągło
silna wola
do ciebie
mówię
rzuć to świństwo
z gęby nie zaśmierdzi
staniesz się człowiekiem
lata długie
Lata długie
świat bogaty
drzewa
kwiaty
góry doliny
Boży dar
cztery pory roku
jakże czarują
w sowitym horyzocie
przestrzeni bezmiar
płunności tchniej
nie pochamuje
w wodzie
płynność tchnień
chociaż potykam
raz
za razem
czasem bije szybciej
kochania mało
pragnie więcej
może się znudzą
kiedy zaboleje
moja głowa
ciężkim ołowiem
dość
nie kochać wcale
tylko jak wyzwolić
kiedy liczność
lat długie
mają swoją górę
którą nie przeniosę
na szczyt prowadzą
uczucia moje
kochasz
cierp
przeciwnie
pustka w sercu
żadne ramiona
nie przyjmą
x x x
do tej samej szkoły chodzili
ten sam rocznik
ta sama klasa
lecz dziewczyna szybciej
dojrzewa
czego nie rozumiał
chłopak chciał pierwszy raz
by stać się mężczyzną
ona w oddali
poniosło życie
przypomniał sobie
widząc jej zdjęcie
w panoramicznym ekranie
cali dwanaście
wrzucił swoja fotkę
może zobaczy
nie chodzi o kochanie
tylko przypomnienie
że byli
z jednej klasy
może gdyby mrugnęła
do niego jednym okiem
wtedy by załapał
nie tracąc czasu
ruszając zegary
z godziny zero
innym torem
a w wagonie
życie
x x x
skarb nosisz w sobie
który złotem w twojej głębi
błyszczy
coś ty za jedna
serdeczna
i miła
więc myślę
czy zasługuję
dziękuję
iż gasisz mroki
żarówkę wkręcasz
niech świeci
patrząc z ziemi
słońce nie ogromne
gdyż lata świetlne
dalece pomniejszają
naszych też nie zmierzą
kosmosem jesteśmy
poświatą
dla siebie
wtedy
nawet ślepiec zobaczy
którymś zmysłem
wyobrazi
x x x
wyobraźnia targa
poświata ludzka
ino Bóg wie
o czym człowiek
myśli
czy wielki
czy mały
znacznie wyżej
idealistą
martwiąc Boga
w zawrotnym tempie
wszystkiego nie uchwyci
świat spieszy
nie chce być w tyle
nie widzieć pleców
bardzo ważne
puki młody
biegnie przed siebie
maratończyk
droga długa
zatrzymać się
na chwilę
i znowu
biegnie
wykończy pewnie
kiedy przed sobą
świtów tyle
Wyspa
Wyspa
wymyślona w mojej głowie
do której nikogo
nie wpuszczam
prócz ciebie
schlebia mnie to
iż jesteś
trwając razem
odcięci od świata
w odległym horyzoncie
nikogo nie widać
statki nie przypłyną
tylko ty i ja
dzień piękny
noc jeszcze piękniejsza
nie trzeba szukać
pokarzą nasze ścieżki
tędy pójdziemy
nie ma innej drogi
choćbym umysł
otworzył
nie ulecą
moje marzenie
jawą znaleźć taką
wszędzie tłok
na tejże ziemi
toteż uciekam
gdzie zmyśle myśli
jesteśmy mirażami
ja i ty
ale chociaż to
mam dla siebie
stokroć
ciebie kochając
x x x
daj szansę szczęściu
zaiste trafne
otworzy furtkę
do lepszego świata
poważać będą
którzy opluwali
łaszące koty
pękną z zazdrości
szmal podziela
przestawia progi
zaś mądrość
nie ma nic do tego
można się stoczyć
jakże proste
ale odwrócić
ciężko będzie
zbłądzenie
rzecz ludzka
z sałatą
lub bez
jesteś człowiekiem
w oczach Boga
tylko przypnij
iż ludzki
wtedy zapamiętają
i nie zapomną
x x x
cały świat za mało
połknąć jeszcze kosmos
właśnie do tego
człowiek dąży
zostawić
nie zostawi
łajka na księżycu
chociaż pies
tego nie chciał
jeszcze dalej
gdzie czarna dziura
wsysa wszystko
które w pobliżu
tam nie dolecą
po to by sprawdzić
co jest
kiedy w dziurę
wpadną
x x x
życie zaskakuje
żadna darowizna
krzyż na drogę
jest twoim powołaniem
zbieżność
kiedy ścieżki zwarte
tędy nie pójdziesz
gdyż nie wiesz
dokąd
padniesz wówczas
z krzyżem
który przyciśnie
mocą Samsona
jego podniesiesz
Boże daj wiarę
krzycząc do Boga
jeśli nie wierzyłeś
wtedy uwierzysz
x x x
podążam za słońcem
które ku zachodowi
jeszcze u schyłku
przygląda się mnie
stary dzień odchodzi
nowy nastanie
świt piękny
rosa opadnie
dzisiejsze kwiaty
jutro zakwitną
lustra pękną
przyglądając się
w nie
kalendarz schudnie
do ostatniej kartki
nic stałego
po prostu życie
x x x
znaleźć prawdę
głupcze szukaj
nie nasycisz
serca swojego
prawda skrywa się
za maskami
a człowiek
nie księga
stamtąd
kłamstwem
znów powieje
z jaskini dmuchnie
jednooki
rodząc wiatry
sen spokojny
drwiąc powyżej
z Bogów
cierpliwie
też usnęli
przespali
wieki całe
o świecie
zapomnieli
prawda fałsz
stąd
na stałe
x x x
żeby nogi poniosły
powinienem coś
wymyślę
zatem
zamydlę oczy
wtedy dam radę
nie opierając się
na samej prawdzie
taki świat
więcej kłamać
pierzchły
w cztery strony globu
kłamstwa
splecione z prawdą
nie przepaść
znam ten przepis
dobra zupa
w talerzu
x x x
zależność
być na swoim
nie prosząc nikogo
o łaskę
niestety
jeden drugiemu
zależny
nie uwolnisz się
od tego
stadny świat
w tłumie jesteś
cukierki
ktoś pobiera
kwaśna mina
mówi wszystko
mimika twarzy
ciebie zdradza
x x x
zrywne serce
gołąb biały
z gołębnika
wyleciał
w nieboskłonie
srebrzyste oczy
jego wolność
być wysoko
tak to widzę
które milsze
aż do nieba
dosięgam
jedno serce
nie spaprać duszy
niech białe
pozostanie białym
x x x
czemuż moje oczy
tak patrzą
i patrzą
cóż masz takiego
iż mnie pociągasz
przykuty
zmysły tracę
że oszaleć można
czyżby szaleństwem
miłość
nie mając dość
wracam do ciebie
do twoich oczów
w które
co dzień patrzę
uświadamiając
iż nie jest szaleństwem
przywilejem
kocham
x x x
i przyszła noc
która zmorzyła
do świtu kochankiem
sny zapominam
jakby mnie nie było
wyrwany z życia
część
bez zgody przepadła
świtów tyle
również nocy
księżyc
i słońce
bratem i siostrą
światło
ciemność
cykl
muszę żyć
skończenie
oby nie jutro