Zodiaki
na środku drogi
karczma
zodiaki się spotkały
baran baranem w byka
byk na to
barnie żeś mały
zirytowany zodiak
z ów złości baranieje
i jeszcze raz w bydlę
buchaj się nie zachwieje
to trzeci tak po kolei
aż w końcu maj
miał dość
nie widząc czerwonej
płachty
przegonił
sad zakwitł
ot gość
x x x
nie rezygnuj z marzeń
okazja nie ominie cię
z poczwarek
wylecą motyle
w brzuchu
rozgoszczą się
bo marzenia
wędrowce zewsząd
skądś nagle
w drzwi zapukają
pchnąwszy klamką
przed siebie
powitają
jedno po drugim
w świat pójdą
zabierając z sobą
realne staną się
ponieważ będą
tobą
x x x
gdzież chadzasz
o panno
zabierz mnie z sobą
wartko razem
lepiej będzie
chadzam
wszech strony
kawalerze
chcesz
chodź ze mną
może coś z tego
będzie
i kroczyli
przez życie
dzwony
na wiwat
zabiły
jedno
po drugim
do nieba
dotychczas
stoją mogiły
x x x
powiadają
matka niepowinna przeżyć
syna
zatem
nie wszczynajcie wojen
matek miej płakać będzie
również
tragedie zdarzają się
gromami z nieba
spadają
losy
młoty i kowadła
w które kowale
biją
póki żelazo gorące
znający się na rzemiośle
zahartuje
kruche będzie
nie czyniąc tego
oj głupcze
głupcze
kowadła
nim
młota
nie chciałeś
nie mając narzędzi
sam sobie los
zgotowałeś